WSPARCIE KSIĘGOWE DLA NGO
OLIWIANKA IRENA

OLIWIANKA IRENA

(1911–1942)


W czasach, o których będzie mowa, wiele nazwisk dziewcząt i kobiet niezamężnych kończyło się na -anka. O córce pana Stopy mówiono Stopianka, o Zosi od Śliwów — Śliwianka, a o skawińskiej nauczycielce, córce Józefa Oliwy i jego żony Antoniny — Irena Oliwianka.
Pani Irena urodziła się w Krakowie jesienią 1911 r. Oprócz niej w domu byli jeszcze bracia Zygmunt i Ryszard. Mieszkali na Zwierzyńcu, przy ul. Kościuszki 59. Panna Irena ukończyła seminarium nauczycielskie i dostała pracę poza Krakowem, ale na niedzielę zwykle wracała do rodzinnego domu. Mniej więcej w połowie lat trzydziestych przeniosła się do Skawiny. Wynajęła sobie mieszkanie w Rynku, w kamienicy rejenta Antoniego Popkiewicza (obecnie nr 3). Była nauczycielką z powołania. Młoda, pełna radości życia, serdeczna dziewczyna natychmiast podbiła serca dzieci i całego otoczenia. Ostatni żyjący jej uczniowie należą do pokolenia pradziadków i prababek, ale do dziś wspominają ją z najgłębszym wzruszeniem.
“Była nieskończenie dobra – wspomina jedna z jej dawnych uczennic – Jesienią i zimą nie wypuściła dzieci ze szkoły, dopóki nie sprawdziła, czy wszystkie płaszczyki są porządnie zapięte a szaliki pozawiązywane. Nosiła do szkoły «zapasowe» kanapki i gdy widziała, że jakieś ubogie dziecko nie ma drugiego śniadania, dawał mu swoje. Umiała to tak zrobić, że to on robi uprzejmość swojej nauczycielce, uwalniając ją od noszenia nadmiaru posiłku z powrotem do domu”. “Potrafiła łączyć naukę z zabawą – opowiada ktoś inny — Lekcje z nią były prawdziwą przyjemnością. Nawet najgorsze leniuchy odrabiały zadania, żeby nie sprawić przykrości naszej Pani”. “Zawsze robiła z nami to, czego nas uczyła na pracach ręcznych albo na ćwiczeniach fizycznych (tak dawniej nazywano wychowanie fizyczne). Przyszywaliśmy oberwane guziki, brakujące wieszaki, a nasza Pani robiła to samo przy swoich ubraniach. Przy zabawie w furmana galopowała razem z nami wokół sali gimnastycznej. A ile śmiechu było, gdy «zaprzęgi» wpadały na siebie!”. “Czułyśmy się przy niej bezpiecznie” — kończy swe wspomnienia kolejna prababcia.
Irena Oliwianka była nie tylko wspaniałą nauczycielką. To jej właśnie oraz jej koleżance Emmie Michalczyk skawińskie dzieci i młodzież zawdzięczają powstanie drużyn harcerskich i gromad zuchowych. Druhna Irena była harcerką chyba od zawsze. Gdy zaczynała pracę w naszym mieście, miała już stopień instruktorski. Głęboko w sercu nosiła ideały harcerskie, a prawo harcerskie traktowała jak dekalog. Tego samego uczyła swoje druhny i druhów oraz zuchny i zuchów. Do zuchów należały dzieci z najmłodszych klas, do drużyn — uczniowie klas od piątej do siódmej. Inne były metody pracy, dostosowane do wieku członków, ale cele — te same: wychowywać porządnych ludzi, którzy będą zmieniać świat na lepsze.
Cotygodniowe zbiórki stały się główną atrakcją dla dzieci i młodzieży. Przy ładnej pogodzie zajęcia odbywały się na wolnym powietrzu, w razie niepogody lub mrozu przenoszono się do harcówek, bo w obu szkołach znalazło się na ten cel specjalne pomieszczenie. Druhna Irena zamówiła u skawińskiego artysty amatora Ludwika Lipowczana emblematy drużyn zuchowych — Grzybowe Ludki — które zdobiły harcówki. Na korytarzu pojawiła się kopia obrazu W. Kossaka Czuwaj. Na zbiórkach przygotowywano się do złożenia przyrzeczenia oraz zdobywania sprawności, ale także wspaniale się bawiono, śpiewano, poznawano ojczyste dzieje i najbliższą okolicę.
Potem wybuchła wojna. Pani Irena związała się z krakowskim ruchem oporu. Kolportowała prasę podziemną, zapewniała pomoc materialną tym rodzinom, których ojcowie polegli w czasie kampanii wrześniowej, dostali się do niewoli lub zaginęli bez wieści. W okresie św. Mikołaja przygotowywała paczki dla swych najbiedniejszych uczniów i dzieci znajomych, a jej dawne harcerki (w czasie okupacji harcerstwo zostało zakazane) występowały w roli posłańców Świętego Staruszka. To była prywatna walka Pani Ireny o odrobinę radości dla najmłodszych.
4 września 1941 r. do mieszkania Józefa i Antoniny Oliwów wtargnęło gestapo. Podczas rewizji znaleziono konspiracyjne gazetki. Irenę i jej brata aresztowano. W więzieniu przy ul. Montelupich w Krakowie była trzymana przez dziewięć miesięcy. Następnie, z końcem maja 1942 r., została przewieziona do hitlerowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz–Birkenau. Otrzymała niski, czterocyfrowy numer 7564. W archiwum obozowym znajduje się kartka pocztowa do matki, napisana, zgodnie z przepisami, po niemiecku. Kartka ta nosi datę z końca czerwca 1942 r. Nigdy nie została wysłana.
W kilka miesięcy później druhna Irena zachorowała na tyfus i trafiła do obozowego szpitala. Zmarła trzeciego grudnia 1942 r. Czy zabiła ją choroba? Zapewne tak. Ale właśnie tego dnia lekarz, który wystawił świadectwo zgonu, uśmiercił zastrzykiem w serce dużą grupę chorych na tyfus…
Pamięć o Irenie Oliwiance żyje już tylko wśród najstarszych skawinian. A może młode pokolenie zechce poznać i zapamiętać tę piękną postać?

 

autor: Anna Kudela

rysunek: Magdalena Szynkarczuk

 

Materiał opracowany w ramach współfinansowanego ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej projektu:

"Skawiniacy w siedmiomilowych butach – jesteśmy z jednej bajki"

 

Drukuj Drukuj

Możliwość komentowania została wyłączona.