1896–1968
Jak wyglądała Skawina kilkadziesiąt lat temu, zanim stała się miastem przemysłowym? Możemy o tym przeczytać w książkach i czasopismach, ale warto ją zobaczyć na obrazach Ludwika „z Dołku” Lipowczana. Na kilkuset większych i mniejszych płótnach oraz kartonach utrwalił on małe domki i drewniane chaty, ulice i kręte zaułki, pola i rzekę — naszą przeszłość, nasze korzenie…
Artysta urodził się w 1896 r. w Ustroniu na Śląsku Cieszyńskim. W jego rodzinnej miejscowości Lipowczanów było dużo, więc dla odróżnienia dodawali do nazwiska przydomki. Rodzina Ludwika to byli Lipowczanowie „z Dołku”. Przyszły malarz amator zaczął pracę zarobkową jako kilkunastoletni chłopiec, a równocześnie uczył się zawodu elektryka. Bardzo lubił rysować. Pewnego dnia jego rysunki zobaczył znany malarz i rzeźbiarz Ludwik Konarzewski, rozpoznał talent i zachęcił młodego Lipowczana, by go rozwijał. Sam udzielał mu bezcennych rad i wskazówek. Od tej pory chłopak nie rozstawał się ze swym szkicownikiem.
Do Skawiny przyjechał już jako dorosły człowiek, celem podjęcia pracy w Fabryce Środków Kawowych Henryka Francka i Synów. Polubił to miasto i został tutaj do końca życia. Powszechnie szanowano go i lubiano, bo był pracowity, obowiązkowy, uczynny i towarzyski. Lubił żartować, ale w pracy żartów nie znał. Był człowiekiem systematycznym i od początku zapisywał w specjalnej księdze wszystkie swoje obrazy, ich rozmiary, technikę wykonania, a także to, co z nimi zrobił. Jeśli je sprzedał — notował komu i za ile, jeśli podarował — również zapisywał komu i z jakiej okazji. W ciągu całego życia zebrało się ich dużo — około 1600! Część z nich rozsiana jest po świecie, ale chyba połowa znajduje się w naszym mieście, w domach prywatnych i w Muzeum Regionalnym. Można na nich zobaczyć pejzaże i scenki rodzajowe z całej Polski: zamek w Lipowcu, pola żniwne koło Żywca, wiatrak czy kuźnię, ale tematem dominującym jest Skawina i jej okolice. Artysta niekiedy malował ten sam krajobraz w różnych porach dnia i roku. Potrafił wydobyć nastrój chwili i atmosferę małego miasteczka. Umiał tchnąć duszę w swoje obrazy.
Po wojnie zainteresowanie jego płótnami wzrosło. Na I Ogólnopolskiej Wystawie Plastyków Amatorów w Łodzi w 1949 r. zdobył I nagrodę. W 1950 r. w Krakowskim Pałacu pod Baranami zorganizowano mu indywidualną wystawę, która miała bardzo dobre recenzje. Kilkakrotnie obrazy Lipowczana prezentowano na wystawach w Skawinie. Na największej z nich, związanej z uroczystościami 600-lecia Skawiny, pokazano 140 jego prac. Ostatnią za życia autora wielką wystawę zorganizowano w Ustroniu — rodzinnej miejscowości Lipowczana. Tam zaczęła się jego droga twórcza, tam też się zakończyła.
Oprócz malarstwa Ludwik Lipowczan miał też inne zainteresowania. Wychowany w Beskidzie Śląskim przepadał za jazdą na nartach. Za dzisiejszą skawińską Gubałówką, która wtedy nazywała się Łysą Górą, były świetne tereny zjazdowe. Ludwik często umawiał się z młodymi amatorami białego szaleństwa na wspólne wyprawy „na deski”. Pod koniec lat dwudziestych ubiegłego wieku zorganizowali skawińskie koło Tatrzańskiego Towarzystwa Narciarskiego. Wspólnie wystarali się o zniżkę na bilety kolejowe dla grup wycieczkowych i o to, by lukstorpeda (bardzo szybki pociąg, który z Krakowa do Zakopanego jechał około dwóch i pół godziny) zatrzymywała się w Skawinie. Skorzystali na tym narciarze, ale skorzystali także inni mieszkańcy Skawiny.
Trzecim hobby Ludwika Lipowczana była turystyka. Zaledwie stopniał śnieg i obeschły leśne ścieżki, pan Ludwik robił przegląd swego sprzętu wycieczkowego: plecaku, roweru, kuchenki spirytusowej i oczywiście „raportówki”, w której oprócz mapy turystycznej miał szkicownik i podręczny zestaw przyborów do rysowania. Często towarzyszyła mu grupa amatorów takich wędrówek. Jeśli szedł lub jechał sam, można było być pewnym, że jedzie nie na wycieczkę, tylko w upatrzone miejsce, by malować. Często starsi i młodsi przechodnie zatrzymywali się przy nim, by popatrzyć jak spod ołówka czy kredki wyłania się krajobraz, który mieli przed sobą. Po II wojnie światowej z połączenia kilku mniejszych organizacji powstało istniejące do dziś Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze. Jego współorganizatorem w Skawinie i przez wiele lat członkiem Zarządu PTTK był Ludwik Lipowczan.
„Malarz Skawiny” ożenił się późno, a ślub jego był wielkim wydarzeniem w miasteczku. Orszak ślubny jechał konnymi bryczkami do samego Krakowa. Wzdłuż trasy zebrali się mieszkańcy miasta, śpiewali młodym „sto lat”, czasem rzucali im polne kwiaty. Nowożeńcy mieszkali w domku fabrycznym przy ul. Hallerów. Tam rosły ich dzieci — Hania i Paweł — tam też po jego śmierci 39 lat swego wdowieństwa przeżyła pani Łucja. Obydwoje spoczywają na skawińskim cmentarzu.
autor: Anna Kudela
rysunek: Magdalena Szynkarczuk
Materiał opracowany w ramach współfinansowanego ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej projektu:
"Skawiniacy w siedmiomilowych butach – jesteśmy z jednej bajki"
