(1903–1992)
Wczesny majowy poranek. Słońce już przesunęło się znacznie znad Korabnik w stronę Skawiny, kiedy na magistrackiej wieży pojawił się wysoki, przystojny mężczyzna z trąbką w reku. W chwile później nad miastem popłynęły dźwięki pieśni maryjnych: Chwalcie łąki umajone, Do Twojej dążym Kaplicy, Pieśnią wesela witamy… Otwierały się okna domostw, stojący w nich ludzie ścierali dłońmi resztki snu z oczu i czynili znak krzyża. Wraz z melodią pieśni, serca ich ulatywały ku niebu, a usta szeptały słowa modlitwy. Miasto rozpoczynało nowy, pracowity dzień…
Człowiekiem, który przez wiele lat w majowe poranki tak pięknie rozpoczynał skawińskie dzionki, był Marian Lupa, mieszkaniec małego, ładnego domku, zlokalizowanego przy ul. Zamkowej tuż koło Parku. Wraz z żoną Marią wychowywał gromadkę dzieci i prowadził niewielkie gospodarstwo. Lupowie byli kochającą się rodziną, powszechnie szanowaną i lubianą.
Pan Marian jeszcze w wojsku odkrył w sobie talent muzyczny. Tam też nauczył się grać na trąbce, a potem opanował tajniki sztuki muzycznej tak dobrze, że gdy wrócił do Skawiny, wstąpił do orkiestry Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży (KSM), a od 1928 r. do wybuchu II wojny światowej był jej kierownikiem. Współorganizował festyny ludowe, na których także grał i śpiewał, pomagał przy budowie Domu Katolickiego (obecnie budynek jest siedzibą Kina „Piast”), przygotowywał też widowiska jasełkowe, które początkowo organizowały siostry ze zgromadzenia zakonnego Sióstr Służebniczek NMP, a w późniejszych latach — ks. Stanisław Czekaj i Jan Stefan Lisowski. Od tych jasełek zaczęła się przygoda pana Mariana ze sztuką aktorską. Uczestniczył w przedstawieniach, a jego role sceniczne były przekonywujące i zapadały głęboko w pamięć i serca widzów. Był jednak nie tylko gwiazdą spektaklu — miał swój udział w sporządzaniu dekoracji, a także zapewniał transport konny na przedstawienia wyjazdowe. Bo skawińskie jasełka wystawiano także w Radziszowie, Tyńcu oraz w pięknej sali teatralnej Szpitala Specjalistycznego im. dra J. Babińskiego w Krakowie.
Amatorski teatr KSM nabrał rozmachu. Grano sztuki religijne, jak np. Żywot św. Genowefy, komedie, jak np. Szewc Walenty zakonnikiem”, Sięgano też po sztuki znanych autorów, jak np. Rozdroże miłości Jerzego Zawieyskiego. Do tych wszystkich zajęć dochodziła jeszcze działalność Lupy w Ochotniczej Straży pożarnej, na którą składały się nagłe akcje dla ratowania cudzego życia i mienia oraz cotygodniowe ćwiczenia. A przecież jego doba też miała tylko 24 godziny… Jakim cudem ten człowiek zdołał połączyć pracę zawodową, działalność społeczną, muzykę i teatr z obowiązkami rodzinnymi? Na to nie odpowiemy…
Wkrótce po wojnie rozwiązano KSM, zaś Dom Katolicki przejęło państwo. Amatorski ruch teatralny na wiele lat zamarł. Marian Lupa grał w orkiestrze dętej pracowników Huty Aluminium, przeżył też jeszcze jedną przygodę aktorską, tym razem w filmie. W 1951 r. jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów Jerzy Kawalerowicz realizował w Skawinie i Radziszowie film pt. Gromada i zaangażował do niego kilku skawiniaków: Mariana Lupę, Karola Ocetkiewicza i Jana Palichleba. Film nie był dobry, ale nasi artyści amatorzy spisali się na medal. Pan Marian zagrał potem jeszcze w filmie Juliana Dziedziny pt. Mam tu swój dom.
Pracowite życie Mariana Lupy dobiegło kresu we wrześniu 1992 r. (pan Marian miał wtedy 89 lat). O ludziach, którzy wybijają się w kilku różnych dziedzinach życia, a wszystko co robią, robią dobrze, mówimy czasem „to prawdziwy człowiek orkiestra”. Takim właśnie człowiekiem orkiestrą był Marian Lupa.
autor: Anna Kudela
rysunek: Magdalena Szynkarczuk
Materiał opracowany w ramach współfinansowanego ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej projektu:
"Skawiniacy w siedmiomilowych butach – jesteśmy z jednej bajki"
