(1924—2001)
Świetnie malował, pięknie grał na skrzypcach, stworzył w Skawinie teatr lalek. Długo kierował Klubem Hutnika na Gubałówce i to były najlepsze lata jego działalności. W szare życie mieszkańców Skawiny drugiej połowy XX w. wniósł wiele radości.
Władysław Szklarski urodził się w maju 1924 r. w Skawinie. Wcześnie stracił rodziców, zatem wychowywała go babcia — staruszka. Chłopiec skończył szkołę podstawową, ale o dalszej nauce nie mogło być mowy. Gdy wybuchła II wojna światowa i wojska niemieckie zbliżyły się do Skawiny, poszedł wraz z innymi „na ucieczkę” na wschód, byle dalej od najeźdźców. Doszedł na tereny, na które wkroczyły wojska radzieckie. Od rodzinnej Skawiny oddzieliła go granica pomiędzy okupantami. Dopiero po dłuższym czasie wrócił do domu. Niewiele minęło, gdy spotkał go nowy cios — został przymusowo wywieziony na roboty w głąb Niemiec. Był zaledwie kilkunastoletnim chłopcem i nawet wobec okupacyjnego prawa nie podlegał wywózkom, ale w skawińskim Urzędzie Pracy (Arbeitsamt) zadecydowano inaczej. Młody Szklarski miał głębokie poczucie krzywdy i buntował się przeciw swej sytuacji niewolnika. Zdecydował się na bardzo ryzykowną ucieczkę przez trzy granice. Znowu był w Skawinie, niestety — znowu na krótko. Jako zbiega Niemcy aresztowali go o osadzili w obozie pracy w Płaszowie. Obóz ten, potocznie zwany Libanem, był miejscem straszliwym. Chłopiec miał wielki hart ducha, ale fizycznie silny nie był. Niedożywiony, wyczerpany pracą ponad siły, uległ wypadkowi, którego rezultatem było trwałe kalectwo. To jednak dało mu szansę na zwolnienie z obozu. Powoli odzyskiwał siły i uczył się chodzić na swych kalekich nogach.
W czasie, gdy wracał do zdrowia, dużo rysował i malował. Zupełnie przypadkowo zetknął się z przebywającym wtedy w Skawinie znanym pisarzem Arturem Marią Swinarskim. To on pierwszy dostrzegł w chłopcu prawdziwą iskrę bożą — talent dostrzegania piękna wokół siebie. Młody człowiek nie tylko sam to piękno widział, ale umiał je także pokazać tym, którzy patrzyli na jego obrazy. Krzywa sosna, którą człowiek mijał wiele razy niemal jej nie widząc, nagle wydawała się pochylać ku przechodniom, by ich choć trochę osłonić od słonecznego żaru. Samotna, drewniana chatka z oświetlonym oknem w zaśnieżonym, nocnym krajobrazie stawała się symbolem ciepła i bezpieczeństwa. Rozkwitłe łąki i ogrody opowiadały o nieustannie odradzającym się życiu…
Od czasu, gdy pan Władek zaczął malować, wszystko obróciło się na lepsze. Był samoukiem, ale nie omijał żadnej okazji, by zdobywać wiedzę. Uczestniczył w warsztatach i plenerach w kraju, a potem i za granicą. W jednym z włoskich miast, gdy rozsiadł się ze sztalugami na ulicy, nabywcy wyjmowali mu obrazki niemal spod pędzla, zanim jeszcze zdążyły obeschnąć. Jemu także zawdzięczamy namalowanie znacznie powiększonych obrazów z 1810 r., przedstawiających skawiniaka i skawiniankę w strojach ludowych z naszych okolic. Same obrazy można zobaczyć w naszym Muzeum Regionalnym. Według nich Muzeum odtworzyło te stroje naturalnej wielkości, a artystki z „Razemkowa” działającego przy TPS wykonały kilkadziesiąt lalek ubranych w stroje skawińskie. Bo pan Władysław kochał swoje miasto i łatwo go było namówić do pracy społecznej.
We wspomnieniach wielu dorosłych skawinian Władysław Szklarski żyje przede wszystkim jako twórca teatru lakowego, który sam stworzył i prowadził przez ponad trzydzieści lat. Wszystko w nim było dziełem pana Władzia i jego żony: scena z kotarą i kurtyną, scenografia, same lalki i ich kostiumy (te ostatnie były dziełem żony, pani Geni), nawet muzyka, bo pan Szklarski świetnie grał na skrzypcach i sam robił oprawę muzyczną swych przedstawień. Repertuar stanowiły sceniczne adaptacje znanych utworów literatury dziecięcej. Mali skawiniacy z otwartymi z podziwu buziami oglądali niezwykłe przygody Koziołka Matołka lub popłakiwali nad niedolą sierotki Marysi, której podstępny lis Sadełko pożarł gąski …
Teatrzyk ten oraz kukiełki można teraz oglądać w Muzeum Regionalnym, podobnie jak inne dzieło Władysława Szklarskiego: skawińską szopkę, w której górnej części widzimy tradycyjne wnętrze stajenki i Świętą Rodzinę, a na dole jest scena kukiełkowa, na której odbywają się lalkowe jasełka. To był świetny teatr; warto wspomnieć, że lalki były ożywiane przez kilkunastoletnich animatorów, którzy tak pokochali to zajęcie, że nie tylko zachowali je w serdecznych wspomnieniach, ale po latach przysyłali swoje dzieci, by- jak niegdyś ich rodzice- dawali lalkom życie, a małym widzom-radość i wzruszenie.
Władysław Szklarski miał też swój udział w popularyzacji muzyki ludowej i rozrywkowej. Kiedy przy Miejsko Gminnym Ośrodku Kultury powstała pierwsza Kapela, nasz artysta grał w niej na skrzypcach. Wcześniej jako kierownik Klubu Hutnika na Gubałówce zabiegał o najlepsze przeboje z radia Luxemburg, a nie było to wcale łatwe w tamtych czasach. Prowadzony przez niego klub przyciągał młodzież i dorosłych. Bawiono się tam i słuchano muzyki. Grano w szachy i brydża. Często odbywały się tam koncerty, programy rozrywkowe, przyjeżdżali na występy znani artyści i prezenterzy, jak np. Lucjan Kydryński. Można było doglądnąć ciekawy film na dobrym telewizorze, a były to czasy, gdy tylko w nielicznych domach stały aparaty telewizyjne.
Był więc Władysław Szklarski artystą i równocześnie popularyzatorem sztuki. Widział piękno nie tylko w otaczającym go świecie, ale w każdym człowieku. Kochali go ci, którzy go znali, zwłaszcza młodzież. Do dziś ludzie wspominają go ze wzruszeniem.
Władysław Szklarski zmarł 8 marca 2001r. Spoczywa na skawińskim cmentarzu.
autor: Anna Kudela
rysunek: Magdalena Szynkarczuk
Materiał opracowany w ramach współfinansowanego ze środków Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej projektu:
"Skawiniacy w siedmiomilowych butach – jesteśmy z jednej bajki"
